2010-03-03

Znachory

Każda praca jest dobra, jeśli tylko słowa mogą swobodnie przepływać. Tą stronę trzeba w pracy pokochać i taką pracę trzeba docenić. Pamiętając jednocześnie o tym, że praca to ostateczność. Fabryka krótkoterminowej żywności nad zatoką w mieście Bonnes to zakład pracy chronionej. Pracują tu recydywiści i ludzie z żółtymi papierami. Ludzie, którzy wyglądają jak zwierzęta. Jak pso-ludzie, postacie z kreskówek. Mniemam, że wyglądam jak człowiek, że śmiało moje zdjęcie można by umieścić w encyklopedii pod tym hasłem, a jednak to właśnie ja, choć nie jestem recydywistą i mam czarno-białe papiery, uchodzę w tej fabryce za największego wariata. Lecz do cholery, pewnie wmawiam tylko to sobie, a jestem zwyczajnym odludkiem. Kiedy siedzę przy biurku, między dźwigarami, nie mam z nikim styczności. Nie muszę otwierać gęby. Kontakt z innym sprowadziłem do minimum. Także podczas przerw siedzę sam przy stoliku i czytam lub coś notuję. Reszta patrzy na mnie spode łba, nikt nie ma czelności się przysiąść. Czasem, kiedy na kantynie jest pusto, to miejsce praktycznie nie różni się niczym od czytelni. Siedzę w zakichanej fabryce, a czuję się jak na uniwerku, bo po prawdzie, znam jedno i drugie i niczym się one nie różnią. No może z wyjątkiem tego, że tu każdy dostaje stypendium i człowiek nie musi przymierać głodem. A nie ma nic bardziej zabójczego dla myślenia niż głód. To samo z resztą tyczy się jedzenia.

Jedna Szkotka o cyckach tak wielkich, że nie wiem do czego je porównać i twarzy tak udręczonej, tak smutnej, jakby one ciążyły jej przez całe życie, wyciera mój stolik. Jest nową sprzątaczką na kantynie, wcześniej pracowała na traywashu, razem z całą, szkocką rodziną Adamsów. Doskonale ją pamiętam. W powietrzu unosi się kwaśnawy odór amoniaku. Ma na sobie zieloną, obcisłą kurtkę z napisem CELTIC FC. Pochyla się i przesłania mi kartkę. Zastanawiam się, kto na boga jest w stanie to objąć. Jak można w ogóle żyć z czymś takim doczepionym do ciała i czemu niby ma to służyć. Ci ludzie to zwierzęta, te ogromne piersi należą do zwierzęcia, a ja – wygłodniały, jak nigdy wilk stepowy, czekam tylko aż odsłoni kartkę. Gdy rozum śpi, budzą się znachory i nie ma nic gorszego niż zbyt wiele świata na czubku kutasa. Broń mnie panie boże przed takimi znachorkami i spraw by ptak nie skrzeczał nieproszony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz