2010-04-23

taxi central

Czy tak nadchodzi koniec? – to koniec powiedzieli – Umarli wygrali.

Czasem myślę, że najlepiej spożytkuję tę odrobinę szczęścia nie wychodząc z domu. Zza okna obserwując jak wszystko zaczyna się kończyć. I nie ma w tym nic złego. Wystarczy, że będę powtarzał - nie ma w tym absolutnie nic złego. Odkąd pamiętam świat rozpuszczał się w samym sobie. To zawsze wystarczało. Siedzieć i gapić się w sufit, a i tak jest już nadto ciekawie, wprost nie do ogarnięcia. W którymś momencie zaczynasz się trząść i wtedy lepiej mieć kogoś przy sobie. Kogoś z kim obejrzysz fakty i zaśniesz. Z kim wymiana informacji będzie sprowadzona do minimum, bezwzględnego, wystarczającego do zachowania równowagi minimum. No i gandzia, wszyscy utożsamiają ją z równowagą. Weź ten pierwszy lepszy przykład z filmu, z tego o tykających zegarach. Kojarzony ze śmiercią i z zaślubinami. Jest w tym oczywiście coś więcej. I o to więcej, o nic innego, jak o to ulotne więcej się rozchodzi. Nawiasem mówiąc whyte & mackay doskonale spełnia rolę rozpuszczalnika.

2010-04-07

industrial estate

Przeprowadziłem eksperyment z jeżykiem. Zgodzono się abym pracował mniej. Dyskietki odeszły do lamusa, bezpowrotnie. Niejeden głodny kawałek. Zgodzono się abym pracował mniej. Myśl o tej chwili staje się moim fetyszem. Przeprowadziłem eksperyment z jeżykiem. Dyskietki wspominam stale.

2010-04-02

biological

Dlaczego współcześni mi myśliciele nie mówią nic o współczesnej mi muzyce? Fakt. Wyartykułować jej nie sposób. To jak zapodać sobie w kanał i chcieć równocześnie opisywać, jakby pisało się podręcznik medycyny, zmiany zachodzące w purpurze żył. Niczego więcej nie pragnę, jak zapodawać sobie w ten kanał nutą francuskich duetów, przetwornikami najwyższej jakości. Mieć przed sobą co najmniej pięć godzin do świtu. Myślę, że właśnie tak działa heroina, myślę, że gdyby dać jej ciało, głos i nazwisko byłaby mi jak siostra. Że byłaby między nami odgórna więź, jak między bliźniakami. To nie to, że ta muzyka tak na mnie działa. To skład mojej krwi. Hemoglobina ścina się niczym białko wrzucone do wrzątku po wpływem najmniejszego niemal szmeru skręconego w tę mańkę. Z niej bierze się wszelki jad. Układ nerwowy na wołanie kwaskowej nuty wykrzesza z siebie zapas serotoniny przeznaczony na następne trzy, cztery dni. W przyrodzie nic nie ginie, za wszystko trzeba zapłacić. Wykrzesza i zasysa z desperacką siłą podobną topielcowi chwytającego pierwszy oddech. Wykrzesza i spożywa w czasie tak krótkim, że nie jestem pewien, czy to aby nie tylko krótkotrwała arytmia serca. Dzisiaj to samo spotkało mnie na parkingu przed Lidlem. Jonasz siedział z tyłu, wyszedłem wypiąć go z fotelika i nagle ściemniała wizja. Musiałem się oprzeć. Serce zadudniło jak rażone gromem po czym umilkło. W takich chwilach człowiek czuje się naprawdę zdezorientowany. Pomyślałem, że to może przez tą fabrykę, że za dużo pracuję. Trwało to nie więcej niż 5 sekund, ale to jak pięć sekund ni stąd ni zowąd brutalnie wyrwane z życia przez obcą siłę. Pierwsza myśl jaka dopada wtedy człowieka to, iż właśnie otarł się o zawał. Po chwili wszystko wróciło do normy. Tymczasem francuski duet jebudu, czterdziestą minutę niczym fluoryzująca sinusoida wysysa co najlepsze z mych trzewi. Zdrowa, wirująca toksykologia. Tymczasem zapełnia się kolejna szklanka z wodą cytrynową i muszę to wreszcie powiedzieć – jestem przeciwnikiem wód smakowych, szczególnie tych truskawkowych i brzoskwiniowych, ale… whisky z wodą cytrynową jest zdecydowanie lepsze od whisky z kolą. Nadaje się do picia na ciepło i nie trzeba myć po tym zębów. Można się schlać i sru, prosto do łóżka. Wcześniej, kiedy brakowało koli, dolewałem soczki w kartonikach, ale były zdecydowanie za słodkie, no i na drugi dzień Joncio nie miał co pić. Później próbowałem z pomidorowym i w końcu z rosołem. Z rosołem nie wyszło najgorzej, ale na drugi dzień Joncio musiał jeść serki z tesco zamiast zupki. Teraz do whisky dolewam wody smakowej, cytrynowo-limonkowej i jest to drink jak należy, drink we właściwych proporcjach. Słodko-kwaśny. I serce po takim napoju jakby nabiera wigoru i głowy nie ściska i dusza mniej skamle. Krew lepiej krąży, cera jaśnieje i przede wszystkim od kwasów tłuszczowach wody smakowe są tańsze.

2010-04-01

staying alive

Jestem czerstwy chlebek z serkiem, który smakuje, jak grzybek. Sam jestem grzybek, sam jestem czerstwy i sam jestem serek.

To obłudne, jestem tym serkiem śmierdzącym, pije te piwko jedno z tańszych i piszę o obłudzie.

Zwrot, który musi się dokonać, który się dokonuje tyczy nieco szerszego spektrum. Ja, pogoda, godziny, ona, świat. Świat, opór, twórczość, ja.

UK jest państwem, gdzie wyrzuca się najwięcej jedzenia w całej unii. Codziennie jestem świadkiem tego i jakoś mnie to specjalnie nie rusza. No, rusza na tyle aby o tym powiedzieć. Nie więcej. Nigdy nie potrafiłem udawać, że wczuwam się w cudzy ból czy nieszczęście. Owszem porusza mnie to, ale nie tak jak innych. Zdarza mi się nie pohamować śmiechu w tragicznych sytuacjach. Nikt z moich bliskich zdaje się tego nie rozumieć. Oglądanie wiadomości jest jak spalenie papierosa. Nie czuję nic prócz lekkich mdłości. Niewiele jest tak słusznie sztucznych i teatralnych miejsc jak empatia, z tej przyczyna w niektórych przypadkach obrasta ona takim ładunkiem komizmu, że tylko prawdziwie osobista tragedia może powstrzymać ten proces, a i to nie zawsze pomaga.

Obserwuję ziemniaki wpadające do bojlera z wrzącą wodą. Hipnotyzujący obraz jeśli przytrzymać tak chwilę. Zdają się bawić w berka. Tym razem dałem im naprawdę dużo przestrzeni. Jakaż to rozkosz tak płynąć na ruchliwej wodzie – jakaż to rozkosz poruszać się tak w swoim wnętrzu. Zachichotały. Wyciągamy.

jezus żyje i ma się dobrze





























east wemyss