2010-03-15

Cyclops

Dlaczego nie mogę przypomnieć sobie tego zdania. O co chodzi z tą ciągłością? Dlaczego wszyscy tak jej pożądają? Wydają się przez to tacy ambitni. Tacy racjonalni. Spójność, myślę, że chodzi im raczej o spójność. O to, aby trzymać się w kupie i być w tej kupie coraz gęstszym, by wytrwać do momentu, aż osiągnie się konsystencję kamienia. Przetrwać próbę czasu, przejść twardo przez czas, myślę, że to o to chodzi. Tymczasem ja nie mogę zebrać do kupy tego jednego zdania. Jak to było? Jak to było…? Wychodząc na przestrzał świadomym upadkom… Boże dlaczego nie potrafię sobie tego przypomnieć. Przecież to było dzisiaj, raptem parę godzin temu. Człowiek robi wszystko aby ten jeden, chociaż ten jeden organ utrzymać w dobrej kondycji, a on i tak przy najbliższej okazji zawodzi. Jak brzmi to zdanie znane wszystkim ludziom? Cholera dlaczego to takie trudne? Daremne. Zastanawiam się czy nie kupić teściowi tali kart. Staruszek jest uzależniony od pokera. Tyle, że robi to przez Internet. Na co mu karty? Myślę, że to o te zmiany nastrojów im chodzi. To rozwala najmocniej. Tak, rozstrzępia. Przy mocniejszych wahnięciach człowiek ma wrażenie, że traci grunt pod nogami, że to wszystko czym się obłożył nie wystarcza i że może mu czegoś w szlachetnej sztuce samoobrony brakuje. I tu jest miejsce, a raczej czas, tak… właściwy czas w chwilach rozstrojenia na wbicie klina. To okoliczność jest klinem. Zawsze okoliczność. Okoliczność najbardziej im zagraża. Nieoczekiwane zmiany biegu rzeczy zamachem na ciągłość, a przepraszam, spójność. W drodze o dbałość. Jakie to małostkowe. No ale tak to funkcjonuje. Gdyby tylko potrafili pokonać, lub chociaż zdali sobie sprawę z niemożności zapchania tej dziury. Jaka byłaby następna? Nie o nastrój tu chodzi, a o nastrajanie. Gdybyśmy potrafili się dostroić. Ulegam pokusie podkreślenia momentu przejścia na my. Gdybyśmy byli samonastrajalni, czy potrzeba spójności nie wydałaby się nam śmieszna. Oczywiście, że to oszustwo. Kolejny temat z wariacji, że też nie potrafię przypomnieć sobie, tak dobrego, tak dobrze znanego mi zdania. Jednak gdybyśmy potrafili… Gdybyśmy potrafili zdać sobie sprawę, że w astrologii jest coś na rzeczy. Że każdy kolejny rok jest tylko wariacją tematu zeszłorocznego, i to nie brak ciągłości nam doskwiera a pamięć. A raczej jej brak. Pamięć niczym brzytwa Ockhama krystalizuje przestrojone chwile, myśli, zdania. Okiełznać ten proces, gdybyśmy potrafili. Co za licho sprawia, że nie mogę już drugi kwadrans do tego zdania się dokopać? Jem dużo orzechów, zjadam ich kilka garści na kolację. Szkoda, że są tak kaloryczne. Poprawiają pamięć. Podobno tylko na trzy dni. Ale co w chwili, kiedy wcina się je codziennie. Osłabiają ją? Czy to dlatego? Czuję się ukiszony. Zaaklimatyzowanie się zajęło więcej czasu niż myślałem. Ciągota do ciągłości, jakby to była gra warta grzechu. Podobnie z resztą jest z tym startowaniem od nowa. Nadziejogennym zaczynaniem od początku. Nie ma nowa. Tak, jak próżne w tam haniebnym procederze jest parcie na continuum, tak też złudne jest pragnienie nowego początku. Gdybyśmy tylko potrafili zdać sobie sprawę, że każdy kolejny rok jest wariacją, ale Wariacją na temat zeszłorocznego stosunku Księżyca do Neptuna. Na przykład. Wariacje. Gdybyśmy tylko potrafili wyrzec się owoców własnych czynów. Gdybyśmy tylko potrafili zapomnieć o pamięci. Dla mnie nie było innego wyjścia, jak uciec z kraju. Teraz to rychło i skocznie, chwilami samo się nawleka. To, w co moglibyśmy się przekształcić, gdyby nie to wszystko, to istoty samozaskakujące się. Powiadają, że to melancholia jest nieuleczalna. Powiadam to nieuleczalna jest do niej ciągota. W tym zdaniu było z pewnością coś, jeśli nie o niej samej, to równie patetycznego. Strach przed patosem, neurotyczny, immanentny strach naszych sąsiadów. Nie. To coś znacznie na większą skalę. Cyniczny strach neurotycznych osobowości naszych czasów. Sam cynizm jest strachem. A to o nieurodzajność myśli chodzi. O nieumiejętność uporania się z trwogą powodowaną nadmiarem chodliwych receptur. Jest tego trochę, z którego miejsca na ziemi by nie spojrzeć. Patetyczne zawsze wydawało się dwojakie, świeże, nieskalane, lub stare, omszałe. I jedno i drugie piękne. Pomiędzy jest trwożny i wstydliwy strach ludzi w średnim wieku. Wiek natomiast uświadamiamy sobie tak rzadko, w tak niewielu chwilach jesteśmy rzeczywiście tymi, ile mamy lat, że czystym absurdem byłoby powoływanie się na to kryterium w tak zasadniczych sprawach. W rzeczach wielkich, jak zwykło się mawiać o poezji, kryterium wieku nie istnieje. Jeśli przyjrzeć się temu z bliska, zobaczymy, że rwie się to w każdym stadium argumentacji. Najmocniej zdaje się istnieć jako usprawiedliwienie. Takoż tu też się zdaje. Wariacje i ciągoty. Mam ze sobą tylko kilka książek. Podejrzewam, że to i tak luksus w porównaniu do tego, co mają niektórzy. Czy wyobrażacie sobie być skazanym na wybór pięciu książek, pięciu ostatnich w życiu książek? Jak pragnę boga wolałbym nie wybierać żadnej. Taka piątka wyglądałaby pewnie w większości przypadków jakoś tak – Księga Przemian, Upaniszady, Stary Testament, Metafizyka Arystotelesa i Przeminęło z wiatrem. Wolałbym szczęznąć z przyjaciółką na piersi niż katować się czymś takim. Nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy zacząłem przedkładać fabułę nad wszelkie sztuczne konstrukty myślowe. Patrząc z tej perspektywy, był to jeden z słuszniejszych wyborów. Nawet w bełkocie Kartezjusza doszukasz się fabuły – odpowiedziałem w myślach. Z tych kilku książek jedną, jedyną czytam już po raz wtóry i pewnie nim skończę zacznę ją po raz trzeci. Jest bowiem napisana w obcym mi języku i ni chuja, nic z niej nie rozumiem. Mam przez to szczytne wrażenie, że oprócz fabuły wlewa się we mnie coś jeszcze. Teraz sobie przypominam. Szukałem zdania w języku polskim, a ono było w języku angielskim. Krwiste, soczyste, znane każdemu zdanie, podane po królewsku. The mocker is never taken seriously when he is most serious.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz