2010-03-12

Breakfast at Tiffany's

Obecnie znajduję się pod znakiem wodnika. Parkuję jednym kołem na chodniku. Ciemnym i wilgotnym. Zwykle tak tego nie zostawiam, ale dzisiaj, szóstego dnia urlopu, postanawiam nic z tym nie robić. Wycofuję się.

Wchodzę do mieszkania na Ramsay Road, ciasnego i pełnego pająków. Przynajmniej jest tanie - powtarzam. Padam w butach na sofę. Przez chwilę zastanawiam się ile butelek zostało w lodówce. Wstaję i wieszam na ścianie dopiero co zakupione reprodukcje. Przebiegam wzrokiem od jednej do drugiej. Wyglądają wspaniale. W którymś momencie zrobił się ze mnie samozwańczy znawca sztuki. Wcześniej był księgarz, dostawca pizzy i budowlaniec. Po drodze jeszcze student, sprzedawca, agent ubezpieczeniowy, bankier i doradca. Nie to, żebym był jakimś stałym bywalcem galerii. Reprodukcje są z supermarketu.

Zaczęło się od tego, że kupiłem dwie, te najbardziej postmodernistyczne, i to już był spory spontan. Powiesiłem je obok siebie i po chwili stwierdziłem, że dwie, jak na taką wyprzedaż i postmodernę w najczystszej postaci to jednak trochę mało i zaraz mogę poczuć, że tracę coś ważnego. Jeśli to te obrazy tak na mnie działają – myślę – to już jest dobrze. Wróciłem po trzeci. Patrzę, a na jednym, wyciągnięta jak długa - Audrey Hepburn. Nie to, żebym jakoś specjalnie był jej fanem, chodzi o to, że tu taka czarno na białym, wyciągnięta jak długa i na wyciągnięcie ręki. Musiałem ją mieć.
Capote nie mógł trafić lepiej. Pomyśleć, że wolał Marilyn Monroe. Kupiłem ją, dołożyłem jeszcze Humphreya Bogarta z Leninem w tle i kilka innych, których postacie nic mi nie mówiły. Postanowiłem, że wszystkie zostaną w folii. Niech to będzie mój wkład w sztukę z tamtych lat. Niech to będzie mój wyraz pojednania i moja mała ekstrawagancja. Niech to będzie pierwszy akt w długim procesie hellenizacji tej wyspy. Na paragonie czytam - pop-art, a nieco dalej - contemporary paintings. I to za mniej niż pół ceny. Najmądrzej w życiu wydane pieniądze. Kiedy jest okazja trzeba łapać okazję – mówię. Jestem po kilku małych, a nie ma jeszcze południa. Patrzę na te obrazy i z każdą minutą wydają się coraz bardziej na czasie. Zastanawiam się czy jednak nie powinienem przeparkować samochodu. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. To moje pierwsze obrazy. Koniec Manciniego.

1 komentarz: