2010-09-03

moda lokalna

Po kawie zawsze bierze mnie sranie, a nie ma nic gorszego niż nieregularne, zaskakujące sranie. Jakby to gówno można było wyperdzieć, wypierdzieć do pustego, o ileż lżej by się żyło. Zastanawiam się nad wstąpieniem do sekty. Nie do pierwszej lepszej sekty, gdzie banda oprychów szuka latających spodków, ale do takiej, gdzie jest prawdziwy prorok. Właściwie to zdecydowany jestem od dawna, jeśli tylko składki byłyby rozsądne. Szukałem w internecie, pytałem znajomych i nic. Najbliższa sekta z prawdziwego zdarzenia ma swoją siedzibę w Londynie i nie prowadzi działalności korespondencyjnej. Co gorsza, wyczytałem na jednym z portali społecznościowych, że w chwili obecnej rekrutowane są tylko kobiety. Nie żebym był zaskoczony, ale to takie mało duchowe i niesprawiedliwe z resztą.

Tymczasem próbuję wypierdzieć kupę. Macham książką od okna do okna, ruchem nieco nerwowym obserwując przy tym jak pyzata dziewczynka w odblaskowej kamizelce swoim żółtym rowerkiem wjeżdża na krawężnik. Potakując głową uśmiecham się lekko, co musi wyglądać doprawdy głupio. Dziewczynka ma także żółty kask i podkolanka. W końcu, odpychając się grubą nóżką pokonuje przeszkodę. Mam ochotę krzyknąć - brawo! - ale się wstydzę.

To wszystko prawda.

Tymczasem zośka wychodzi z mody. Albo, po prawdzie, nigdy jej tam nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz